Łódź dołącza do inicjatywy warszawskiego samorządu by pozwać Ministerstwo Edukacji Narodowej za koszty reformy edukacji, których wedle zapowiedzi minister Zalewskiej miało nie być.
Koszty jednak były i to niemałe. Łódź swoje szacuje wstępnie na około 20 mln zł, Rzeszów na 7 mln zł, ale już Gdańsk mówi o 70 mln wydanych na rządową reformę. Sprawę koordynuje stołeczny ratusz, a pozew zbiorowy przeciwko MEN ma trafić do sądu w połowie kwietnia.
- Pozew dotyczy wyłącznie wydatków jakie poniosły samorządy w związku z reformą edukacji, bo to samorządy sfinansowały tę fanaberię rządu - powiedział Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi, dodając: - Subwencja oświatowa i jej niedoszacowanie nie ma tutaj nic do rzeczy. Ostateczna kwota jakiej będziemy się domagać może ulec zmianie ponieważ tegoroczne wydatki są tylko szacunkami, ale każdy wydatek, każdą złotówkę przed sądem udowodnimy.
Łódki samorząd wydał już około 5 mln zł na dostosowanie pomieszczeń w szkołach podstawowych do potrzeb klasopracowni, wyposażenie pracowni przedmiotowych w pomoce do nauki chemii, biologii, fizyki oraz zakup niezbędnych mebli. Koszty i to niemałe generowały także odprawy dla zwalnianych nauczycieli gimnazjów, choć w części te wydatki zwróciło ministerstwo. Największą kwotę, bo według szacunków aż 16 mln zł, pochłonie dostosowanie szkół średnich do potrzeb skumulowanych roczników.
Do pozwu zbiorowego mają dołączyć miasta zrzeszone w Unii Metropolii Polskich, ale nie jest wykluczone, że będą też gminy spoza tego gremium. Na razie wiadomo, że oprócz Warszawy i Łodzi o pieniądze z MEN będą się upominać przed sądem: Poznań, Gdańsk, Rzeszów i Białystok.