Jak się okazuje, habilitacja nie wyklucza ignorancji ani nie chroni przed głupotą…
Przedstawiony przez MEiN projekt nowelizacji Prawa oświatowego, zwany od nazwiska ministra „lex Czarnek”, świadczy o głęboko zakorzenionej ignorancji oraz o głupocie społeczno-politycznej inicjatorów.
Ignorancja dotyczy kwestii nadzoru kuratorów nad realizacją przez samorząd terytorialny jego zadań własnych.
Nadzór nad samorządami określa jednoznacznie Konstytucja w art. 171. Odbywa się na podstawie kryterium zgodności z prawem. Jest sprawowany przez premiera i wojewodów, a w zakresie finansów przez RIO.
Rola kuratora – wzorzec ignorancji
Kurator sprawował do roku 2015 typowy nadzór pedagogiczny nad szkołami, niezależnie od tego, kto szkołę prowadzi. W tym także nad szkołami samorządowymi. Mógł sformułować opinię, a gdy dotyczyła ona jednostki samorządu terytorialnego, wojewoda ewentualnie sprawdzał, czy negatywna opinia kuratora może wiązać się z nieprzestrzeganiem prawa przez JST. Słowo nadzór
w określeniu „nadzór pedagogiczny” nie dotyczy oczywiście nadzoru w rozumieniu art. 171 Konstytucji.
Niestety już w uchwalonym przez sejm w grudniu 2016 r. Prawie oświatowym (w ramach tzw. reformy edukacji innej znanej intelektualistki, Anny Zalewskiej) wprowadzono niekonstytucyjny wyłom w roli kuratorów wobec JST, gdy zapisano, że decyzja organów samorządu w sprawie przekształcenia lub likwidacji szkoły wymaga pozytywnej opinii (a więc de facto zgody, czyli decyzji) kuratora. Obecny projekt idzie dużo dalej, ponieważ drastycznie rozmywa zawarte w art. 89 ust. 1 kryterium zmian w sieci szkół. Dzisiaj brzmi ono: „Szkoła publiczna, z zastrzeżeniem ust. 2, 3 i 14–18, może być zlikwidowana z końcem roku szkolnego przez organ prowadzący szkołę, po zapewnieniu przez ten organ uczniom możliwości kontynuowania nauki w innej szkole publicznej tego samego typu, a także kształcącej w tym samym lub zbliżonym zawodzie (…).” Ust. 3 mówi o wymogu uzyskania przez JST pozytywnej opinii kuratora, a ust. 4 uprawnia JST do złożenia zażalenia na postanowienie kuratora do ministra właściwego ds. oświaty. Od wyniku rozpatrzenia tego zażalenia JST może się odwołać do sądu administracyjnego. W spornych sprawach sądy nierzadko przyznawały rację gminom, które – odmiennie niż kuratorzy – wyczerpująco i racjonalnie uzasadniały swoje zamierzenia.
Dziś, mówiący w imieniu MEiN wiceminister D. Piontkowski przekonuje w rozmowie z Polska Times, że „chodzi również o doprecyzowanie przepisów dotyczących przekształceń i likwidacji szkół, które budziły dotąd sporo kontrowersji”. Pan Piontkowski nie wspomina przy tym, że owe „kontrowersje” to po prostu niezadowolenie resortu z przegrywanych sromotnie spraw w sądach. Sromotnie, bo sądy wskazywały, że postanowienia kuratorów są bezzasadne. Dlatego resort proponuje w projekcie zmianę obecnego zapisu w ust. 1, rozmywając jasne dotąd kryterium w sposób, który umożliwia całkowitą uznaniowość w tej sprawie.
Piontkowski z rozbrajającym grymasem mówi także w telewizji, że przecież nie ma już zmiany składu komisji konkursowej na dyrektora szkoły. Tylko zapomina dodać, że pozostają zapisy umożliwiające kuratorowi – znowu prawem kaduka – zmuszenie gminy do odwołania dyrektora, który mu się nie podoba.
Powszechny sprzeciw wielu środowisk – wzorzec głupoty
Środowiska, którym zależy na jakości polskiej szkoły, służącej uczniom i ich rodzicom, na dobrym prawie oświatowym, na godnych warunkach pracy i płacy nauczycieli, na sprawiedliwym finansowaniu oświaty publicznej, znów są zjednoczone. Niestety znowu w proteście, a nie we wspieraniu dobrych działań.
Reforma Zalewskiej przywróciła stary, nieefektywny model ośmioletniej podstawówki, do której chodzą maluchy i dorastająca młodzież, likwidując gimnazja, które znacząco wyrównały dostęp do tego poziomu edukacji młodzieży z różnych obszarów. Obróciła wniwecz system, który ulokował Polskę w czołówce skali ocen jakości oświaty (ostatnie badanie PISA z 2018 roku, gdy jeszcze funkcjonowały gimnazja).
Reforma Czarnka ma na celu ideologizację szkoły i podporządkowanie jej urzędnikowi ministerialnemu. Trudno więc nie protestować. A protest jest powszechny, obejmuje prawie wszystkie środowiska.
Dobre zmiany kreują poparcie i włączanie się w ich wdrażanie. Złe – budzą sprzeciw i wywołują protesty. Ale Czarnka to „nie rusza”. Mówi za to, że prezydenci miast „mają świra”… Jaki mówca, taki język…
Andrzej Porawski